...
programie telewizyjnym, który zadziwił Diaza - ale w gruncie rzeczy była już zupełnie inna. Była twardszą, silniejszą i odważniejszą kobietą niż wtedy, gdy porywano jej małego synka. Pytanie za sto punktów brzmiało: co teraz będzie? Co poczną? Milla czuła się tak zagubiona jak rankiem. Tylko że teraz nie była już sama. -29- Milla obudziła się następnego ranka w ramionach Diaza. Jej głowa spoczywała przy głowie mężczyzny, jego ciało dawało jej ciepło i komfort w ten szary grudniowy poranek. Padał deszcz, znacznie ulewniejszy niż poprzedniego dnia. Jak zwykle Diaz ocknął się chwilę po niej. Albo był już tak psychicznie zsynchronizowany z Millą, że czuł, kiedy ona się budzi, albo wewnętrzna czujność nie pozwoliła mu spać w pomieszczeniu, w którym podświadomie za1 rejestrował jakiś podejrzany ruch. Znając Diaza, Milla zakładała raczej, że chodzi o to drugie. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, by rozruszać zastałe mięśnie. Diaz, wciąż leżąc, wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po plecach. Włosy zasłaniały jej oczy i Milla odgarnęła je z twarzy. Jej fryzura musiała przedstawiać obraz nędzy i rozpaczy, pamiętała, że włosy były wciąż wilgotne, gdy zwalili się na łóżko. Tym razem jego łóżko, nie jej, choć wątpiła, czy po ostatniej nocy takie rozróżnienie mieć będzie jeszcze jakikolwiek sens. Teraz wszystko już będzie po prostu ich. Ta myśl obudziła w Milli niepokój: choć na jedno ważne pytanie zdołali an43 441 sobie odpowiedzieć tej nocy, to jeszcze wiele spraw pozostało do wyjaśnienia. - Włączę ogrzewanie - powiedział Diaz, wstając i wychodząc z pokoju. Milla siedziała na łóżku, obejmując rękami kolana. Popatrzyła przez okno. Zarówno domki po lewej, jak i po prawej stronie stały puste. Ich chatka był jedyną zamieszkaną w całym długim szeregu domków do wynajęcia. Milla czuła się przez to bardzo samotna, zdawało się, jakby oni dwoje byli ostatnimi ludźmi na ziemi. Oczywiście w okolicy żyli miejscowi, kilka razy zdarzyło się jej minąć na plaży pojedynczych ludzi spacerujących lub biegających dla zdrowia. Jednak na ogół cała plaża należała do niej. Atmosfera bezludnego pustkowia dobrze współgrała z nastrojem Milli; teraz było podobnie z padającym rzęsistym deszczem. Ogarnął ją smutek. Czy zeszłej nocy popełniła największy błąd swojego życia? A jeśli tak, to czy istniała jeszcze jakaś szansa ratunku? Diaz wrócił, niosąc jej kapcie i szlafrok, a potem poszedł nastawić kawę. Nie był zbytnio rozmowny z rana - wieczorem zresztą też nie - ale Milli to odpowiadało. Wypełzła z łóżka i szybko narzuciła szlafrok, potem pobiegła do łazienki. W łazience był osobny mały grzejnik - włączyła go bez wahania. Niewielkie pomieszczenie nagrzewało się szybko, już po chwili zrobiło się przyjemnie ciepło. Milla spojrzała w lustro i skrzywiła się: jej włosy wyglądały tragicznie, ale pierwszy raz od długiego czasu an43 442